3 grudnia 2024

Główny Inspektor Sanitarny: Racjonalnie i ze wsparciem lekarzy

Z dr. hab. n. med. Jarosławem Pinkasem, Głównym Inspektorem Sanitarnym, rozmawiają Ryszard Golański i Marta Jakubiak.

Foto: Marta Jakubiak

Jaki jest podstawowy cel działania Głównego Inspektora Sanitarnego?

Został on opisany w ustawie dotyczącej Państwowej Inspekcji Sanitarnej. To najważniejsza instytucja związana z szeroko rozumianym zdrowiem publicznym i silne ramię Ministerstwa Zdrowia. Jestem niezwykle dumny, że wygrałem konkurs na to stanowisko.

Wydaje mi się, że będzie to ukoronowanie mojej dotychczasowej działalności lekarsko-menadżerskiej, bo do pełnienia tej funkcji przygotowywałem się chyba przez całe swoje zawodowe życie. Pracę menadżerską rozpocząłem jako bardzo młody człowiek, gdy półtora roku po studiach, praktykując jako chirurg w małym szpitalu powiatowym w Łosicach, zostałem dyrektorem terenowej stacji sanitarno-epidemiologicznej.

Wyznaczono mnie do pełnienia tej funkcji niemal nakazem i początkowo myślałem, że doświadczenie to będzie upiorne. Okazało się jednak fascynującym zadaniem. Później zarządzałem zakładami opieki zdrowotnej, dwukrotnie byłem wiceministrem w resorcie zdrowia, a także sekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Najważniejszym celem dla mnie, jako Głównego Inspektora Sanitarnego, będzie zmiana wizerunku Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Chcę, by była postrzegana jako instytucja edukacyjno-doradcza, a nie związana wyłącznie z kontrolami i karaniem, penalizacją i strachem.

Jak zamierza pan to zrobić?

Na to potrzebne są lata pracy. Wydawanie mądrych decyzji i tworzenie mądrego prawa, racjonalnego, dopasowanego do rzeczywistości. Możemy je zmieniać stopniowo, wyłącznie ewolucyjnie. Musimy najpierw przekonać do niego środowisko, dopiero potem możemy wdrożyć, a kiedy trzeba – egzekwować. Kontrola jest potrzebna, ale musimy pamiętać, że ludziom trzeba ufać.

Jeżeli mają poczucie bezpieczeństwa i wiedzą, że jest instytucja, która może być im pomocna, to zazwyczaj nie popełniają błędów albo popełniają ich znacznie mniej. Chcemy, żeby Państwowa Inspekcja Sanitarna była instytucją pomocną wszystkim, których kontroluje. Chcę, by myślano o sanepidzie jak o instytucji, która udziela wsparcia lekarzom, a nie czyha na ich błędy.

Wskazuje, gdzie może zaistnieć problem zagrażający bezpieczeństwu personelu medycznego oraz pacjentów. Nigdy nie walczyłem z sanepidem. Zawsze uważałem, że przychodzą do mnie partnerzy, a nie ci, którzy próbują wyłącznie mnie karać, wykazać moją niewiedzę, brak kompetencji. Miałem same dobre doświadczenia. A ponieważ najlepszą formą kontroli jest samokontrola, planujemy wprowadzać checklisty i wysyłać je z prośbą, by dany podmiot sprawdził konkretne parametry swojego funkcjonowania i taki spis pokontrolny odesłał do nas.

To będzie rewolucja…

To nie będzie rewolucja, ale wprowadzenie racjonalnej zmiany.

GIS nadzoruje i kreuje działania mające na celu dobro i zdrowie publiczne obywateli. Co stanowi obecnie największe zagrożenie dla zdrowia Polaków?

Po pierwsze, zanieczyszczenie środowiska. Po drugie, ruchy antyszczepionkowe. Po trzecie, braki edukacyjne i niestosowanie się do najważniejszego paradygmatu medycyny, jakim jest medycyna stylu życia. Chciałbym, żebyśmy doprowadzili do tego, że w roku 2030 Polska będzie wolna od dymu tytoniowego. I musimy jak najszybciej wyeliminować nowe narkotyki.

Ile osób już zabiły? Mamy jakieś statystyki?

Statystyki są, ale z pewnością zaniżone, nie oddają rzeczywistej skali problemu. 21 sierpnia weszła w życie ustawa z 20 lipca 2018 r. o zmianie ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii oraz ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Dzięki niej wprowadzono obowiązek informacyjny na temat zatruć i podejrzeń zatruć oraz zgonów spowodowanych przez nowe narkotyki, czyli tzw. dopalacze. Zebrane dane mają trafiać do Głównego Inspektora Sanitarnego, dzięki czemu można będzie urealnić istniejące statystyki.

Jedno jest pewne, z powodu zażywania tych substancji ludzie umierają. Problem jest olbrzymi. Dzięki ustawie będziemy wiedzieć, gdzie i co jest, i ile tego jest. Ponieważ mamy dwa swoje laboratoria, będziemy mogli szybko reagować – przebadać zabronione substancje i dopisać do rozporządzenia Ministra Zdrowia, kiedy w jakimś regionie pojawi się dużo zatruć. Do tej pory najwięcej odnotowaliśmy w Zgierzu, Pabianicach, Łodzi, a także na Śląsku. Taka statystyka może wynikać z faktu, że są tam dwa wielkie ośrodki toksykologiczne i z tego powodu zgłaszalność jest tam największa.

Chylę czoła przed Ministrem Zdrowia i Głównym Inspektorem Sanitarnym, że doprowadzili do zmiany ustawy. Dzięki niej penalizacja jest jednoznaczna i nieuchronna jest kara. Mam jednocześnie świadomość, że teraz, po wejściu w życie ustawy, może nastąpić szczególnie trudny okres, bo rynek zostanie zalany dopalaczami, których sprzedawcy będą chcieli się pozbyć za grosze. Właściwie nie powinniśmy już mówić o „dopalaczach”, ale o „nowych narkotykach”. „Dopalacze” to był szkodliwy eufemizm, gdyż konotował skojarzenia bardziej z napojem energetycznym niż niebezpieczną używką.

Miał pan kiedyś kontakt z osobą, która zażyła takie nowe narkotyki?

Tak, widziałem dramat związany z ich zażywaniem. Nie zapomnę przypadku z mojego lekarskiego życia, sprzed kilku lat, kiedy pracowałem w szpitalu kardiologicznym w Józefowie. Przywieziono do nas pacjenta z powodu bólu wyglądającego na wieńcowy, a tak naprawdę dolegliwości spowodowane były zażyciem nowych narkotyków. Byliśmy bezradni. Mimo wsparcia oddziału toksykologicznego nie udało nam się go uratować.

Byłem też kilkakrotnie w ośrodkach detoksykacji, pracując w Ministerstwie Zdrowia. Rozmawiałem z młodymi ludźmi i pytałem, dlaczego zażyli te zabójcze substancje. Nie potrafili odpowiedzieć. Wiem, że ustawa nie wyeliminuje potrzeby, która jest w głowie, ale dzięki niej możemy skuteczniej walczyć z procederem udostępniania nowych narkotyków.

Jak wyeliminować potrzebę?

Najważniejsza jest edukacja i znalezienie odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludzie sięgają po te zabójcze substancje. Ważni są rodzice, ważny jest dom. Jeżeli ludzie mają w miarę poukładane życie, nie potrzebują stymulacji narkotykami, uciekania od problemu. Trzeba poznać ich motywy, by móc zapobiegać. Pamiętajmy, że substancje stosowane w nowych narkotykach są coraz bardziej wysublimowane, a ci, którzy je produkują, są zawsze krok przed nami. Dodatkowo lekarze mogą leczyć tylko objawowo. Dlatego tak ważna jest profilaktyka.

Przeprowadzone w marcu ubiegłego roku badanie wśród pracowników ochrony zdrowia wykazało, że ok. 30 proc. lekarzy reprezentuje postawę wątpiącą wobec korzyści wynikających ze szczepień przeciw grypie. W jaki sposób Główny Inspektor Sanitarny planuje wspierać ruch proszczepienny?

Każdą inicjatywę proszczepienną będę wspierał zawsze. Proszę nawet nie przytaczać takich danych. Szczepienie się, także na grypę, i przekonanie do szczepień pacjenta wątpiącego jest obowiązkiem lekarza. Jako Główny Inspektor Sanitarny zrobię wszystko, żeby lekarz wyposażony był w argumenty, które umożliwią mu dyskusję z wątpiącymi i przekonanie ich do jedynie słusznego postępowania, za którym stoi evidence-based medicine.

Rozmowy z wątpiącymi nie są łatwe…

Wiem, ponieważ bardzo często używają oni retoryki uniemożliwiającej prowadzenie normalnej dyskusji, wobec czego lekarz niejednokrotnie jest bezradny. Zwłaszcza że ma dla pacjenta tak mało czasu. Wykonuje procedurę medyczną, a czas na edukację jest tym czasem, który musimy zabrać innemu pacjentowi, który już czeka pod drzwiami.

Chciałbym, żeby środowisko lekarskie bardzo mocno wsparło zarówno Ministra Zdrowia, jak i Głównego Inspektora Sanitarnego w rozpowszechnianiu wiedzy o tym, że szczepienia są największym dobrodziejstwem ludzkości. Przecież to dostęp do wody oraz właśnie szczepienia spowodowały, że na świecie jest tylu ludzi. Zawsze byłem zdeklarowanym zwolennikiem szczepień. Sam się szczepię, moi bliscy również. Dziś przeciwko grypie zaszczepił się mój syn. Niedługo zaczyna staż i powiedział, że nie wyobraża sobie, żeby tego nie zrobić, bo mógłby stanowić zagrożenie dla swoich pacjentów. Nie ma lepszego nośnika informacji niż profesjonaliści medyczni. Exempla trahunt.

Jak jest z higieną w placówkach medycznych – przychodniach, szpitalach, gabinetach?

Bardzo różnie. Są placówki wzorcowe, ale i takie, które są z czystością na bakier. Myślę, że w dużej mierze jest to związane z infrastrukturą udzielania świadczeń zdrowotnych, niewystarczającą ilością pieniędzy w systemie. Proszę jednak pamiętać, że dostępne środki finansowe przeznacza się w pierwszej kolejności na pensje, a na poprawę infrastruktury często ich już nie wystarcza. Brak środków nie może być jednak usprawiedliwieniem, bo najważniejsza jest wiedza i chęci, a dopiero potem pieniądze. Bardzo wiele zależy też od tego, jak zorganizowany jest zespół.

Jak wygląda sytuacja epidemiologiczna w roku 2018? Ze statystyk wynika, że wzrosła m.in. liczba zachorowań na odrę (w 2015 – 48 osób, w 2016 – 133 osoby), a zmalała liczba zakażeń gronkowcem (2005 – 658, 2015 – 98, 2016 – 37).

Liczba zachorowań na odrę wzrosła nie tylko w Polsce, ale też w Europie. Niedawno mieliśmy ognisko zakażeń pod Siedlcami, ale jest już opanowane dzięki niezwykle sprawnemu działaniu inspekcji powiatowej i wojewódzkiej.

Jednym z ważniejszych zagadnień, jeśli chodzi o zakażenia, jest narastające zjawisko antybiotykooporności. Jakie dostrzega pan zagrożenia z nim związane?

To problem na całym świecie. Nie ma walki z antybiotykoopornością bez wspólnych działań inspekcji weterynaryjnej i Głównej Inspekcji Sanitarnej. Trzeba uwrażliwiać na ten problem także środowisko lekarskie, by nie przepisywano pacjentom antybiotyków bez potrzeby.

Jakie są granice autonomii np. powiatowego inspektora sanitarnego i inspektorów kontrolujących placówki? Skąd się biorą różnice w interpretacji przepisów i w wysokości mandatów w różnych stacjach?

Mamy 16 wojewódzkich stacji sanitarno-epidemiologicznych, 318 powiatowych i 10 granicznych. Inspekcja nie jest instytucją spionizowaną. Nie do końca mamy wpływ na to, co się dzieje w terenie. Spionizowanie inspekcji na pewno doprowadziłoby do ujednolicenia działań kontrolerów. Na pewno będziemy starali się wprowadzać nowe przepisy w taki sposób, żeby były jednoznaczne interpretacyjnie w całym kraju.

Teraz niestety nie są. Do zarejestrowania zakładu fryzjerskiego w Łodzi wymaga się zupełnie czegoś innego niż zarejestrowania go w Warszawie. Nie powinno tak być. Musi nastąpić unifikacja prawna. Mogę obiecać, że na pewno pochylę się nad tym problemem, by wymogi rejestracyjne i odbiorowe gabinetów lekarskich były ujednolicone i racjonalne.

Jedna z ważniejszych spraw dla środowiska lekarzy dentystów to separatory amalgamatu. Jaka jest pana opinia na ten temat? Pracownicy sanepidu mają sprawdzać wywiązywanie się z tego obowiązku.

To temat nowy. Osobiście mam wątpliwości, co do sensowności regulacji przyjętych przez Unię Europejską. Mogę zadeklarować, że wspólnie ze środowiskiem lekarzy dentystów spróbujemy znaleźć rozwiązania najmniej dokuczliwe, a kontrolerzy będą mieli taką wykładnię prawną, która w sposób rozsądny pozwoli je przeprowadzić.

Jakie cele wyznacza pan sobie, rozpoczynając pracę w GIS?

Rozwiązywać na bieżąco wszystkie problemy i mądrze kontynuować to, co zrobił mój poprzednik. Muszę rozwiązać problem nowych narkotyków, podjąć skuteczną walkę z ruchem antyszczepionkowym i rozwiązać problem suplementów diety. I mam jedno marzenie: żeby prawo, które tworzymy, nie było kontestowane, ale jego wprowadzaniu towarzyszyło przekonanie, że jest ono zasadne i potrzebne.

Czy kontynuując to, co zrobił poprzednik, również pan będzie raperem GIS-u?

Nie mam takich zdolności wokalnych, a minister Marek Posobkiewicz jest niepowtarzalny. Zrobił naprawdę dużo dobrego. Państwowa Inspekcja Sanitarna powinna być obecna w mediach i była. Teraz będziemy jednak mieli inną formę przekazu. Myślę, że także bardzo ciekawą i równie atrakcyjną. To także będzie sztuka. Niedługo przekonają się państwo o tym. Jednocześnie chcę poprosić moje środowisko, środowisko lekarskie, żeby wspierało nas w działaniach.