3 grudnia 2024

W walce z COVID-19 jest gorzej, niż było

Miały być dostępne we wrześniu. Później zapewniano, że pojawią się na początku października. Szczepionek przeciwko SARS-CoV-2 wciąż nie ma – ani tych, które mieliśmy odkupić od Łotwy, ani tych zamówionych przez rząd w ramach przetargu – pisze Artur Pedryc.

Fot. pixabay.com

Jesień w pełni, kolejne szpitale „z uwagi na sytuację epidemiologiczną” wprowadzają ograniczenia odwiedzin pacjentów. Nic dziwnego, na oddziałach przybywa zarażonych wirusem SARS-CoV-2, a szczepionek nie ma. Fatalnie jest też z lekami na COVID-19.

Inni już mają, a my…

Ostatnie dawki szczepionek przeciwko SARS-CoV-2 zostały w naszym kraju podane 31 sierpnia. Były to preparaty, które miały chronić przed zachorowaniem na COVID-19 w wariantach Omikron XBB.1.5 oraz B1.4. Ich data ważności skończyła się wraz z wakacjami. W Europie są już nowe, zaktualizowane preparaty, skierowane przeciwko podwariantowi JN.1, ale nie w Polsce.

Dlaczego? Obecny rząd winą za taki stan rzeczy obarcza swoich poprzedników. – Rząd PiS odstąpił od centralnych zakupów unijnych. Zrobiła to Rumunia, Polska i Węgry. To znaczy, że inne kraje mają już szczepionkę dopuszczoną przez Europejską Agencję Leków (…). My, niestety, musieliśmy zorganizować przetarg oddzielnie – tłumaczyła 5 września minister Izabela Leszczyna na antenie Polsat News w programie „Graffiti”. Chwilę później w tym samym programie zapewniła, że szczepionki zakupione w ramach kolejnego ogłoszonego przetargu będą w październiku.

Nastał październik, a szczepionek jak nie było, tak nie ma – ani tych z Łotwy, ani tych z rządowego przetargu. Ministerstwo Zdrowia na nasze pytania o realny termin rozpoczęcia szczepień odpowiedziało: „Pierwsze dostawy do Polski szczepionek ukierunkowanych na wariant JN.1 zostały zaplanowane do 15 października. Przetargi zostały ogłoszone na 1 054 000 dawek. Szczepienia ruszą, jak tylko szczepionki będą dostępne w Polsce”.

Jednak już w kolejnym zdaniu pada ciekawe stwierdzenie. „To szczepienie zalecane przeciw COVID-19, od 31 października zostaje objęte finansowaniem przez Ministra Zdrowia” – czytamy. Co to oznacza? Eksperci, którzy wieszczyli, że szczepienia ruszą najwcześniej w listopadzie, mogą czuć wątpliwą satysfakcję. Szczęśliwie Omikron nie jest tak groźny jak poprzednie warianty SARS-CoV-2, a zakaźnicy mają już spore doświadczenie w leczeniu COVID-19. Do dyspozycji są także leki przeciwwirusowe o udowodnionym działaniu… i tu niestety pojawia się problem.

– Wcześniej leki takie jak remdesiwir dostawaliśmy za darmo z Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. W tym momencie finansowanie zostało przerzucone na szpitale. Jedna ampułka kosztuje ok. 2,5 tys. zł. Na terapię trzeba ich sześć, co daje 15 tys. zł. Przy tym, co płaci obecnie NFZ za leczenie chorych na COVID-19 szpital musi dopłacić do pacjenta, któremu włączamy remdesiwir, kilka tysięcy złotych. To kuriozalna sytuacja – mówi dr Piotr Stępień z Kliniki Chorób Zakaźnych Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach.

– W moim odczuciu w kwestii leczenia COVID-19 jesteśmy w gorszym położeniu niż cztery lata temu. Wtedy próbowaliśmy różnych terapii, nie wiedząc, jaki przyniosą skutek, co było bardzo stresujące, ale dostawaliśmy wszystko, co było dostępne, by ratować ludzi. Dziś wiemy, jak leczyć, mamy działający lek, ale jest on niedostępny ze względu na cenę i brak refundacji – podkreśla doktor Stępień.

Refundacja na ostatnią chwilę

Wysłaliśmy pytania do Ministerstwa Zdrowia oraz Narodowego Funduszu Zdrowia o to, czy i kiedy zostanie wprowadzona refundacja leków wykorzystywanych w szpitalach do leczenia chorych na COVID-19. Tuż przed zamknięciem tego wydania otrzymaliśmy odpowiedź z resortu:

„Informujemy, że zostało podpisane i opublikowane na stronie zarządzenie prezesa NFZ z 10 października 2024 r. zmieniające zarządzenie w sprawie określenia warunków zawierania i realizacji umów w rodzaju leczenie szpitalne oraz leczenie szpitalne – świadczenia wysokospecjalistyczne. W rezultacie wprowadzono możliwość rozliczania leku remdesiwir (…). Produkt można sprawozdawać z grupami D18 Zapalenie płuc nietypowe, D52 Niewydolność oddechowa, P04 Choroby dolnych dróg oddechowych, P30 Infekcje wirusowe określone, S57 Inne choroby wirusowe, we właściwych dla tych grup zakresach, w przypadku pacjentów hospitalizowanych z objawowym zakażeniem SARS-CoV-2, potwierdzonym dodatnim testem antygenowym lub molekularnym. Przepisy zarządzenia stosuje się do rozliczania świadczeń udzielanych od 1 października 2024 r. Zarządzenie wchodzi w życie 11 października 2024 r.” .

Resort oszacował, że wprowadzenie refundacji na te preparaty będzie kosztowało budżet państwa 32 mln zł rocznie. Niestety, zgoda nie oznacza, że leki takie jak remdesiwir natychmiast pojawią się w szpitalach. Dyrektorzy muszą teraz rozpisać przetargi na zakup preparatów, co może potrwać nawet kilka tygodni. Na rozwiązanie problemu refundacji leków przeciw COVID-19 czekały szpitale w całym kraju. Wielokrotnie decydowały się dopłacać do leczenia pacjentów, by ratować ich życie.

– Koszt remdesiwiru, który mimo braku refundacji ze strony Narodowego Funduszu Zdrowia kupowaliśmy dla pacjentów najciężej przechodzących COVID-19, wyniósł w okresie od stycznia do września br. ponad 122 tys. zł. W związku ze znacznym obciążeniem budżetu szpitala z niecierpliwością czekaliśmy na podpisanie przez prezesa NFZ zarządzenia dotyczącego możliwości rozliczania leku dla pacjentów – informował 10 października Tomasz Owsik-Kozłowski, rzecznik prasowy Samodzielnego Publicznego Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Szczecinie. Eksperci rynku zdrowia szacują, że w skali kraju są to kwoty liczone w dziesiątkach milionów złotych.

Sytuacja niespotykana w historii

Z ogromnym niepokojem na obecną sytuację w kontekście szczepień oraz leczenia pacjentów z COVID-19 patrzy prof. dr hab. Robert Flisiak, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych. – Problemem jest brak regulacji pozwalających na zakup szczepionek i leków w okresie największego zapotrzebowania. O stworzenie takich mechanizmów eksperci wnioskowali już na początku 2024 r., jak widać bez efektu – podkreśla prof. Flisiak.

– Konsekwencją tego jest obecnie (9 października – przyp. red.) całkowity brak szczepionek refundowanych grupom ryzyka, bardzo ograniczony dostęp do szczepionek odpłatnych, a nawet brak pewności co do tego, że masowe szczepienia będą możliwe – stwierdza polski zakaźnik.

Artur Pedryc