13 grudnia 2024

Wiceprezes NRL o przyczynach emigracji lekarzy

Jak zatrzymać lekarzy w kraju? Co zrobić, aby zachęcić ich do specjalizowania się w niszowych specjalnościach? Co na ten temat uważa Zyta Kaźmierczak-Zagórska, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej?

Zyta Kaźmierczak-Zagórska

– Jesteśmy świadkami drugiej fali emigracji lekarzy. Pierwsza miała miejsce po wejściu Polski do Unii Europejskiej, kiedy masowo wyjeżdżali zarówno lekarze z dużym stażem, jak i bezpośrednio po studiach. Aby ich zatrzymać, w latach 2006-2007 stworzono nową formę kształcenia specjalizacyjnego – rezydenturę.

Miejsca rezydenckie dzielono na województwa, a najważniejszym kryterium ich przyznawania był wynik LEK i LDEK. O ich liczbie decydował Minister Zdrowia, po zasięgnięciu opinii konsultantów krajowych w poszczególnych specjalnościach. Wywalczono też wynagrodzenia dla rezydentów z odniesieniem do średniej krajowej (1:1).

To był wielki sukces środowiska lekarskiego. Liczyliśmy, że pensje rezydentów sukcesywnie będą rosły, ale minęła dekada, a my stanęliśmy w miejscu. Od tego czasu średnia zmieniła się, a ich wynagrodzenia pozostały na tym samym poziomie (obecnie to 70 proc. średniej krajowej). Przez lata walczyliśmy, aby wszyscy otrzymali rezydenturę jako podstawową formę kształcenia specjalizacyjnego, by nikt nie pozostawał na wolontariacie i bez środków do życia. Powoli zbliżamy się do tego modelu (w ostatnich latach rezydentur jest więcej).

Jednak sama rezydentura nie zadowala już młodego lekarza, który chciałby specjalizować się w kierunku zgodnym z jego oczekiwaniami, w ośrodku, gdzie kształcenie jest prowadzone przez odpowiednio wykwalifikowaną kadrę, a wykonywane tam zabiegi są na wysokim poziomie.

Napotyka jednak na barierę w postaci braku miejsca akredytowanego lub znajduje je w odległym mieście. Ośrodki akredytowane nierzadko mają zbyt małe kontrakty, aby lekarze specjalizujący się mogli wykonywać wymaganą ilość procedur zgodnych z programem specjalizacji. Często zmusza się rezydentów do „łatania dziur” np. dyżurowych, co jest wbrew prawu. W tej sytuacji marzenia rozmijają się z rzeczywistością.

W dobie bardzo popularnych umów cywilnoprawnych trudno jest także znaleźć kierownika specjalizacji, który bierze na siebie odpowiedzialność, a nie idą za tym gratyfikacje finansowe. Problemem, zwłaszcza w specjalizacjach zabiegowych, jest brak w Polsce miejsc, gdzie lekarz mógłby szkolić się na tzw. cadaverach, czyli uprzednio przygotowanych zwłokach lub ich fragmentach. Takie szkolenia kosztują wielokrotność pensji rezydenta, a nie ma dla nich ulg, jak np. w Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii. Aby to zmienić, potrzeba wielu działań.

Uważam, że przyczyn emigracji lekarzy należy szukać w procesie kształcenia specjalizacyjnego. Niepokoi nas niska zdawalność PES. NRL chce się temu przyjrzeć. Należałoby stworzyć pulę pytań i precyzyjnie określić zakres literatury obowiązującej na egzaminie. Lekarze wyjeżdżają, bo tam inwestuje się w ich rozwój. Od pierwszego dnia mają zapewnioną pracę, dostęp do nowoczesnych technologii, dobre warunki zatrudnienia, czas na naukę, kursy, to jest zaplanowane. Każdy wie, że ta inwestycja się zwróci.